Józef Czaus był najmłodszym z sześciorga rodzeństwa. Miał dwóch braci i trzy siostry. Rodzice jego pracowali w PGR Ruda Żurawicka. Do szkoły podstawowej uczęszczał w Machnowie Starym, następnie naukę kontynuował w Zasadniczej Szkole Mechanizacji Rolnictwa w Lubyczy Królewskiej. W 1984 r. rozpoczął naukę w Technikum Mechanizacji Rolnictwa w Ropczycach. W 1987 r. zdał maturę i postanowił rozpocząć formację filozoficzno-teologiczną w Wyższym Seminarium Duchownym Archidiecezji w Lubaczowie z siedzibą w Lublinie.
Proboszcz parafii Lubycza Królewska, ks. Adolf Maciąg, w opinii napisał o nim: „Zgłaszający się parafianin z Żurawiec znany jest w parafii jako stateczny i pobożny młodzieniec. Parafianie, z którymi konsultowałem się, wyrażają radość, nie zgłaszając żadnych zastrzeżeń” (01.07.1987).
Podobną opinię wystawił ks. Marek Bacia – wikariusz w Ropczycach, który uczył Józefa katechezy: „Józef Czaus, absolwent Technikum Mechanizacji Rolnictwa w Ropczycach był moim uczniem przez ostatni rok katechizacji w szkole średniej. Jego postawa pod względem obowiązków katechetycznych była zawsze wzorowa. Uczęszczał na katechezę bardzo dobrze, był tzw. „łącznikiem” między grupą klasową a katechetą. Brał czynny udział w katechezach, a jego wypowiedzi świadczyły o zainteresowaniach religijnych i zdrowej pobożności. W grupie klasowej Józef cieszył się opinią dobrego kolegi, wywierał dobry wpływ na otoczenie klasowe i internatowe. Uczęszczał regularnie na pierwsze piątki miesiąca, często uczestniczył we Mszy św. w dzień powszedni – było to przeważnie uczestnictwo pełne, rozmodlone i uważne. Jestem przekonany, że jego decyzja jest dobrowolna i przemyślana” (04.06.1987).
11 kwietnia 1992 r. w Konkatedrze w Lubaczowie bp Jan Śrutwa udzielił alumnowi Józefowi Czausowi święceń diakonatu, a rok później, 29 maja 1993 r. w Katedrze w Zamościu z rąk bpa J. Śrutwy przyjął święcenia kapłańskie.
Pierwszą placówką wikariuszowską, jaką objął ks. Józef Czaus 23 czerwca 1993 r., była parafia pw. św. Kazimierza Królewicza w Radzięcinie. Po dwóch latach, 21 czerwca 1995 r., został przeniesiony na urząd wikariusza parafii pw. Narodzenia NMP w Narolu.
Biskup Zamojsko-Lubaczowski Jan Śrutwa 12 czerwca 2001 r. mianował ks. Józefa proboszczem parafii pw. św. Michała Archanioła w Żniatynie, zaś 6 lat później Biskup Wacław Depo, 4 października 2007 r., jako proboszczowi parafii Żniatyn powierzył funkcję wicedziekana dekanatu Tarnoszyn, którą pełnił do 22 czerwca 2009 r.
W dowód uznania za przykładną postawę kapłańską i skuteczność osiągnięć w dziedzinie administracji kościelnej bp W. Depo mianował ks. Józefa Czausa kanonikiem honorowym Prześwietnej Kapituły Katedralnej w Zamościu (12.06.2009).
Po ośmiu latach pełnienia urzędu proboszcza parafii Żniatyn, 22 czerwca 2009 r. ks. Józef Czaus został przeniesiony na urząd proboszcza parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Horyszowie Polskim, który pełnił do momentu swej śmierci.
Ks. Józef Czaus zmarł po długiej i ciężkiej chorobie nowotworowej w czwartek, 23 lipca 2015 r. o godz. 5.48 w Szpitalu Wojewódzkim im. Jana Pawła II w Zamościu.
Msza św. pogrzebowa pod przewodnictwem Biskupa Pomocniczego Mariusza Leszczyńskiego została odprawiona w sobotę, 25 lipca 2015 r. o godz. 11.00 w kościele parafialnym w Horyszowie Polskim. Homilię wygłosił ks. Witold Mikulski. Koncelebrowało 170 kapłanów z diecezji zamojsko-lubaczowskiej, sandomierskiej, archidiecezji lubelskiej oraz lwowskiej.
W homilii ks. Witold Mikulski, kolega z roku święceń, przywołał postać zmarłego ks. Józefa w słowach: „W czasie kiedy większość dzieci i młodzieży odpoczywa na wakacjach, kiedy rolnicy uwijają się przy zbiórce chleba, w zamojskim szpitalu w czwartkowy poranek dogasało życie. My, którzyśmy byli bliżej, z bólem serca patrzyliśmy bezradnie jak dobiegało do ziemskiego końca jakże dynamiczne kapłańskie życie. Jak po łan dorodnego, dojrzałego zboża przyszedł żniwiarz – Boski Żniwiarz. Tak jak zapowiedział – przyszedł i powiedział: dość Józefie – wystarczy. Odpocznij. Wejdź do radości swego Pana. Chrystus dotrzymał słowa – On zawsze dotrzymuje. Obiecał: „Każdy kto żyje i wierzy we Mnie choćby i umarł żyć będzie. Kto spożywa moje ciało i Krew moja pije nie umrze na wieki”. A co dopiero ten, kto mocą Ducha Świętego z chleba i wina czyni Boskie Ciało i Krew, by karmić innych. To było też twoim kapłańskim udziałem. Tak trudno jest nam rozeznać Boże drogi i Boże plany. Aby nie zagubić się w gąszczu trudnych, życiowych sytuacji, trzeba nam sięgnąć po wyjaśnienie i podpowiedź u Źródła, jakim jest Boże Słowo. Szukałem starannie, a ono było w zasięgu ręki. Wybrane przeze mnie pierwsze czytanie pochodzi z Liturgii Godziny czytań w naszych kapłańskich brewiarzach. Słowa pociechy skierował do nas Bóg, gdyśmy jeszcze nie dowierzali, co się stało: „Mając Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze – przez poznanie Jego: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych. Bo nasza ojczyzna jest w niebie”.
Śp. ks. Józef, nasz brat i przyjaciel, w dzień kapłański, jakim jest każdy czwartek, poprzez wieczernik ofiary wchodził na szczyt swojej Golgoty, bardzo bolesnej Golgoty. Drogi księże Józefie, 22 lata służyłeś Chrystusowemu Kościołowi, obdarzony łaską Jego kapłaństwa. Z jakże wielkim dynamizmem, którym mnie osobiście i nie tylko mnie zawstydzałeś. Dla Ciebie nie było rzeczy niemożliwych, choć takimi się niejednokrotnie wydawały. Byłeś pewny, że jeśli Bóg pobłogosławi, wszystkie uda się zrealizować. I zazwyczaj tak było, czego dowodem są dzieła pozostawione przez Ciebie w parafiach, w których posługiwałeś. Kiedyśmy się nie raz spierali, zawsze powtarzałeś: Jak Pan Bóg pobłogosławi to i ludzie pomogą; najważniejsze, aby chwała Boża była jak największa.
To ty niejednokrotnie dopingowałeś nas do działań, czy to duchowych czy gospodarczych w parafiach. Abyśmy się nie bali dążyć do rzeczy wielkich, ale mówiłeś też: jeśli domu Pan nie zbuduje, daremnie nad nim rzemieślnik pracuje. Wszystko dla ludzi, nieważne koszty, aby było godne, dostojne, aby ludziom było wygodnie, aby ludziom służyło. A nam wystarczy, jak szczeniętom, okruchów, które spadają ze stołu ich Pana. Wszystko musi być na wysoki połysk. I ten pośpiech. Nieraz mówiłem: wolniej Józiu wolniej. – Nie Witek nie bo czasu mało. To była twoja odpowiedź, kiedy zwracałem Ci uwagę, żebyś zwolnił. Nie ma czasu, Witek, nie ma czasu. Teraz rozumiem Twój pośpiech. Choć rok temu tak nie myślałem. Jeszcze na koniec uposażyłeś tę świątynię, która już Tobie służyć nie będzie, ale będzie wszystkim przypominać o Tobie. Nie tylko wyposażenie, ale i wyklęczana posadzka. Głęboko wierzę, że pójdą za tobą ku niebiosom wdzięczne modlitwy Twoich parafian. Dziś pragnę Bogu podziękować, że postawił Cię na mojej, naszej kapłańskiej drodze. Jakoś tak się składało, że zawsze byliśmy blisko, niemal obok siebie, począwszy od sąsiedniego pokoju w seminarium. Potem Ty miałeś swój Radzięcin, a ja Tarnogród, Ty Narol – ja Tomaszów Lubelski, Ty Żniatyn ja Jeziernię, Ty Horyszów, a ja Dub. I tu zakończyła się nasza droga. Tu przychodzi nam się na chwile rozstać, oczekując na docelowy port, do którego we czwartek dopłynąłeś. Ty już masz wieczność, ja do niej jeszcze idę. Tu żegnają Cię wdzięczną modlitwą ludzie i parafie, którym posługiwałeś. Żegna Cię wspólnota parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Przypadek? Nie, bo w życiu chrześcijanina nie ma przypadków. Trzeba tylko umieć odczytać także i ten znak. Tu doświadczył Cię Pan i podzielił się z Tobą krzyżem cierpienia i boleści, a Ty to pokornie przyjąłeś. Bo nie wypadało inaczej. Kto kocha, bierze miłość w całości. „Kto chce iść za Mną, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje”. Wziąłeś 22 lata temu i doniosłeś do końca. Mogę to powiedzieć, choć jak zwykle będziesz na mnie zły, bo nie lubisz – nie lubiłeś, jak się mówiło o Tobie, a broń Boże pochwalić: Zostaw to Witek Panu Bogu, na niebo trzeba sobie czymś zasłużyć.
Słynąłeś z wielkiej gościnności. Zawsze twój dom i serce były szeroko otwarte, zapraszające do wejścia. Nikt od Ciebie nie odszedł nieugoszczony. Cieszyłeś się, gdy ktoś Cię odwiedzał. Pamiętamy z jaką pieczołowitością przygotowałeś nasze 20-lecie. Jak cieszyli się Tobą twoi parafianie, pomimo że od siebie jak i od nich wiele wymagałeś. Do dziś brzmią mi w uszach słowa ułożonej dla Ciebie piosenki „Józiu nie rób miasta z Horyszowa”. Dziś przybyliśmy bez potwierdzenia zaproszenia. Popatrz, jaką masz piękną uroczystość. Nikt nikogo nie zapraszał. Jesteśmy przy Tobie wszyscy, przywiedzeni wdzięcznością i szczerą potrzebą serca. Koledzy z roku święceń, kapłani różnych stopni i godności, z Księdzem Biskupem, Twoi koledzy, przyjaciele, parafianie, dzieci i młodzież, znajomi. Łączą się z nami chorzy, są Twoi najbliżsi, rodzina. Są niemal wszyscy, którzy zetknęli się z Tobą. Wszyscy przejęci żalem. Przyszliśmy Ci podziękować za to, jakim byłeś. Przyszliśmy, aby na miarę naszych możliwości jak najgodniej Cię pożegnać. Czujemy się osamotnieni, ale nie rozpaczamy, bo wierzymy w życie wieczne i w to, że Chrystus Zmartwychwstał jako pierwszy z umarłych i że my zmartwychwstaniemy. Dziś mówisz swoją ostatnią naukę. Najpiękniejsze kazanie, choć zawsze w tym byłeś dobry. Każda śmierć kieruje nas na wieczność. Tak się składa, że w przeciągu pół roku Pan zabiera bliskich mojemu sercu kapłanów – przyjaciół. Pod koniec stycznia odszedł, ks. Tomasz, a teraz Ty, Józiu.
Ks. Józefie. Pan Bóg ma swoje plany, a drogi Boże nie są drogami naszymi. My tylko możemy z bólem serca powiedzieć: Bądź wola Twoja Panie. Tylko jakże trudno to powiedzieć, gdy serce tonie w bólu. Niech Pan, któremu tak wiernie służyłeś w ludziach, przebaczy Ci ludzkie słabości, od których nikt wolny nie jest i przyjmie Cię do swoich przybytków. Czekaj tam na nas. Niech Maryja, Matka Kapłanów, której tak wiernie służyłeś, szerząc Jej chwałę i cześć, przeprowadzi Cię do radości niebieskich, wszak dziś sobota – Jej dzień. Niech Twój umiłowany patron, św. Józef, który patrzy na nas z witraża okiennego, bezpiecznie doprowadzi Cię na zielone pastwiska i do rajskich ogrodów. Wkrótce się spotkamy, bo życie jest cieniem, bo życie jest chwilką, co ciągle ginie. By kochać Cię Panie tę chwilę mam tylko, przez dzień ten dzisiejszy jedynie. Księże Józefie kanoniku i przyjacielu: Pójdź do Jezusa do niebios bram i podziękuj Mu za wszystkich, których spotkałeś, którym służyłeś i którzy w ostatnich miesiącach służyli Tobie. Szczególnie podziękuj Mu za tych, którzy byli przy Tobie, gdyś wchodził na swoją Golgotę. Podziękuj za lekarzy i pielęgniarki, podziękuj za umęczonego ks. Pawła, który był wierny i oddany do końca, podziękuj za najbliższych, którzy nie odstępowali Cię na krok. Za tych, którzy otaczali Cię nieustanną i pełną nadziei modlitwą. Niech Pan, który 49 lat temu rozpoczął w Tobie dobre dzieło, teraz sam go dopełni”.
Po Mszy św. słowa podziękowań powiedzieli: ks. Bolesław Zwolan – dziekan Dekanatu Sitaniec, ks. Jan Cielica w imieniu kolegów z roku święceń, ks. Piotr Harko – proboszcz parafii Żurawce, rodzinnej parafii śp. ks. Józefa Czausa, Maria Juś – radna parafii Horyszów Polski, Józef Kuropatwa – starosta powiatu hrubieszowskiego oraz ks. Paweł Cisek – administrator parafii Horyszów Polski.
Ciało zmarłego ks. Józefa zostało złożone na cmentarzu parafialnym w Horyszowie Polskim.
Panie Jezu! Przyjmij swojego Sługę, Księdza Józefa, do Domu Ojca i obdarz go radością i pokojem wiecznym. Niech cieszy się Tobą, jak radował się możliwością służenia Ludowi Bożemu przez głoszenie Słowa i Sakramenty święte.
Dobry Jezu, a nasz Panie, daj mu wieczne spoczywanie.
Opracował: ks. Zygmunt Jagiełło
ZID 24(2015), nr 3, s. 583-587