​​​​​​​Poświęcenie pomnika Prymasa Wyszyńskiego w Starym Bidaczowie

autor:

W niedzielę, 7 czerwca 2020 r. przy kościele pw. Nawiedzenia NMP w Starym Bidaczowie poświęcony został pomnik upamiętniający osobę Prymasa Tysiąclecia, Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Nieprzypadkowa była data poświęcenia pomnika, gdyż to właśnie 7 czerwca miała się odbyć uroczysta beatyfikacja Sługi Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie.

Kazanie wygłosił notariusz Kurii Diecezjalnej w Zamościu, ks. dr Zygmunt Jagiełło, który przybliżył postać i nauczanie Prymasa Wyszyńskiego.

Treść kazania:


Umiłowane Dzieci Boże!

Tak przez lata rozpoczynał swe homilie Sługa Boży Stefan Kardynał Wyszyński. Dziś w Uroczystość Najświętszej Trójcy chcemy poznać Boga i Jego Niepojętą tajemnicę. Jezus w dzisiejszej Ewangelii (J 3,16-18) tłumaczy, że Bóg daje swojego Syna z miłości, żebyśmy mogli żyć pełnią życia. Jeżeli nie uwierzymy, to nie Bóg jest temu winny. To jest nasz wybór, który ma wpływ na nasze życie. Nie wierząc w Syna Bożego, sam jestem winny, że nie żyję pełnią. Bóg szanuje moją wolność – daje Syna z miłości, aż do wzajemności, której wyrazem jest wiara, nie zmusza.     

Poznać Boga i jego niepojęta tajemnicę zgłębiając życie i posługę Prymasa Polski, to cel naszego dzisiejszego spotkania. I choć po ludzku smuci nas decyzja o „bezterminowym zawieszeniu” beatyfikacji Prymasa Ty­siąclecia, która miała odbyć się dziś, 7 czerwca 2020 r., to przyjmujemy argumenty kard. Kazimierza Ny­cza, że Prymas był wielką osobowością, powszechnie znaną, i wynikające stąd pragnienie umożliwienia udziału w jego beatyfikacji licznym gościom z kraju i zza granicy. Wiem, też doskonale, że bez osobistego zaan­gażowania kard. Nycza proces beatyfi­kacyjny Prymasa ślimaczyłby się jeszcze przez kolejne ćwierćwiecze. Ale to „bez­terminowe zawieszenie” nie brzmi do­brze. Szczególnie że nie brak takich, dla których ta beatyfikacja jest solą w oku.

W ostatnich tygodniach telewizja TRWAM transmituje odcinki pt. „Wyszyński – historia”. W drugim reportażu bardzo mocno podkreślono moment śmierci w młodym wieku mamy Stefana Wyszyńskiego, która leżąc na łóżku woła swojego syna i mówi mu: „Stefan ubieraj się”. Ponieważ była jesień, koniec października Stefan zrozumiał, że ma gdzieś iść. Włożył palto, a mam spojrzała na niego i powiedziała:  „Ubieraj się, ale nie tak. Inaczej się ubieraj, ubieraj się w cnoty”.  

Umiłowane Dzieci Boże! To nie Prymasowi, ale nam potrzeb­ne jest jego wyniesienie na ołtarze. Dobrze znany ks. proboszczowi Rudolfowi, ks. Henryk Zieliński, redaktor katolickiego tygodnika diecezji warszawsko-praskiej IDZIEMY zapisał w jednym z numerów: „Kardynał Stefan Wyszyński – jak głęboko wierzę – już cieszy się chwałą świętych w niebie. Mam na to swoje do­wody. Zawsze, ilekroć w moim kapłań­skim życiu coś się wali, idę do sarkofagu mojego Prymasa, by popatrzeć w jego mą­dre, dobre oczy – tak świetnie odmalo­wane na stojącym obok obrazie – i zwie­rzyć się w jego obecności przed Bogiem. Prymas zawsze pomaga. Musi zatem być świętym. Prywatnie mamy prawo wzywać jego wstawiennictwa. Ale chciałoby się móc to już robić także publicznie, w litur­gii Kościoła. Do tego nie potrzeba wiel­kich uroczystości, tylko ogłoszenia dekre­tu beatyfikacyjnego Ojca Świętego”.

Choć nie została publicznie wypowiedziana właściwa formuła, to jednak papież Franciszek decyzję Kongregacji ds. Kanonizacyjnych już zatwierdził. Niedawno odkryłem, że przecież „nowy błogosławiony”, Kardynał Stefan Wyszyński, idealnie wpisał się w nasz ostatni trudny pandemiczny czas.

Prymas Tysiąclecia na nam dziś wiele do powiedzenia nie tylko, do czego zwykliśmy nawiązywać, czyli o wierze i miłości, o państwie i Kościele, o wolności i patriotyzmie, o pracy i przebaczeniu, a przede wszystkim o Chrystusie i Matce Bożej, a także jak przeżyć czas niezawinionej izolacji.     

Stefan Wyszyński, przypomnijmy, był w przymusowej izolacji. Internowany przez władze stalinowskiej Polski przez trzy lata: od września 1953 r. do października 1956 r. Była to izolacja pod każdym względem – fizycznym i moralnym – ostrzejsza niż nawet nasza obecnie. Został izolowany bez własnej winy, chyba że winą nazwać to, że starał się zabezpieczyć margines niezależności Kościoła niszczonego przez polskich komunistów. Został na podstawie peerelowskiego prawa, które łamało autonomię Kościoła i państwa, uwięziony bez procesu i wyroku. Nie tylko nie wiedział, czy izolacja kiedykolwiek się skończy, ale miał prawo myśleć, że wzorem innych duchownych w sowieckiej Rosji i krajach tzw. demokracji ludowej zostanie potajemnie zgładzony albo wywieziony na Syberię. Ta niepewność losu mogła być dołującą psychiczną torturą. Ale do czasu. Podobnie jak sprzeciw wobec szykan fizycznych i psychicznych, których mu nie szczędzono szczególnie przez pierwsze dwa lata internowania.

Prymas Wyszyński musiał się zmierzyć nie tylko z bardzo trudnymi warunkami fizycznymi, lecz przede wszystkim z myślami na temat przeszłości i niewiadomej przyszłości. W izolacji dokonał trudnego obrachunku z samym sobą. Stawał przed pytaniami, czy to, co się stało czyli aresztowanie, było zawinione, czy właściwie prowadzi Kościół w Polsce od momentu objęcia prymasostwa. Była w tym troska nie tylko o siebie, ale o cały Kościół we Polsce, o wiernych i duchowieństwo, o rodzinę, z którą długo utrudniano mu kontakt nawet listowy.

Jak sobie Prymas z tym wszystkim poradził? Co mu w tym pomogło? Najważniejsza odpowiedź brzmi: wiara. Nigdy, jak wyznał pod koniec życia, nie miał wątpliwości w wierze. Był nią silny. Ta duchowa siła była mu bardzo potrzebna w czasie internowania, kiedy nie wystarczało już tylko wierzyć, ale musiał mocno i całkowicie zawierzyć się Bogu i Maryi.      

Zachęceni przez św. Jana Pawła II, chcemy na nowo podjąć wielkie dziedzictwo wiary Prymasa Tysiąclecia, o czym słyszeliśmy w ostatnim liście na 100-lecie urodzin Świętego, który przypomniał słowa: „Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego Papieża Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, niecofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twojego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła. Gdyby nie było Jasnej Góry”

W roku setnej rocznicy urodzin św. Jana Pawła II przypomnijmy sobie skrzyżowanie życiowych dróg kard. Karola Wojtyły i kard. Stefana Wyszyńskiego. Z tego spotkania i pięknej współpracy narodził się wybór Karola Wojtyły na papieża. Czasami banalizujemy trochę te relacje dwóch wielkich Polaków, mówiąc, że Karol Wojtyła był w cieniu Prymasa, a później Prymas w cieniu papieża, ale to naprawdę nie o to chodzi. Tam nie było żadnych cieni, ale blask dwóch wielkich ludzi Kościoła.

W Uroczystość Najświętszej Trójcy zauważmy jaką drogą powinniśmy w życiu kroczyć, a jaką drogę pozostawił nam swoim życiem i nauczaniem Stefan Kardynał Wyszyński.

Jest to droga całkowitego zaufania Bogu. W najtrudniejszych sy­tuacjach wierzył w Bożą Opatrzność. Zawierzał własny los i sprawy Ojczyzny Maryi Bogurodzicy. Szukał Jej pomocy w zmaganiu o wol­ność Kościoła i Narodu. Kiedy władza komunistyczna w sposób bez­względny zmierzała do zniszczenia Kościoła w Polsce wypowiedział pełne heroicznej wiary słowa: „Wszystko postawiłem na Maryję”. A później oddał się Jej całkowicie w niewolę miłości. Wierzył, że Maryja nie zawiedzie, bo jest Matką Chrystusa, Królową Polski, „daną od Boga jako pomoc ku obronie narodu pol­skiego”. W Jej imię bronił wiary Chrystusowej jednocząc cały naród z Jasną Górą, skąd zawsze dla Polski przychodzi pomoc i zwycięstwo.

Dziś po raz kolejny pytamy: Jakiej Polski pragnął Stefan kardynał Wyszyński?

Pragnął Polski mocnej wiarą, przenikniętej i zjednoczonej łaską, oddanej Chrystusowi i Jego Matce.

Pragnął Polski trzeźwej, silnej moralnie, opartej na fundamencie zdrowych rodzin, szanującej życie.

Pragnął Polski sprawiedliwej, kierującej się ładem społecznym, zbudowanym na fundamencie praw osoby ludzkiej.

Pragnął Polski, w której nie byłoby głodnych, bezdomnych i płaczących.

Pragnął Polski świadomej swojej tożsamości historycznej, kultu­rowej i ekonomicznej, czuwającej nad ziemią ojczystą, a jednocze­śnie zdolnej do tolerancji, pewnej swojego miejsca w rodzinie naro­dów.

Z bogactwa nauczania Prymasa Tysiąclecia pragnąłbym wydo­być jedno z jego wskazań. Z całą mocą wypowiedział je w czasie uroczystych obchodów Tysiąclecia Chrztu Pol­ski w Warszawie gdy mówił: „Oto naród ochrzczony na przestrzeni swoich dziejów, dziś patrzący w jutro (…). Jako wyposażenie na przyszłość bierze naukę o wysokiej godności każdego człowieka: wspaniałego czy spo­niewieranego, potężnego czy nieudolnego, wraz ze wskazaniem: „Będziesz miłował bliźniego swego. I to każdego” (Warszawa, 24.06.1966). Głoszenie tej prawdy podejmował w swoim nauczaniu kardynał Wyszyński jako zmaganie z bolesnym systemem „zorganizo­wanego poniewierania człowieka”, w który uwikłane są całe narody, nie tylko naród polski.

To dlatego Jan Paweł II wielokrotnie nazywał Prymasa Tysiąclecia nieustraszonym rzecz­nikiem człowieka oraz jego nienaruszalnych praw w życiu osobi­stym, rodzinnym, społecznym i narodowym. Dokładnie 39 lat temu – 7 czerwca 1981 r. napisał Jan Paweł II w liście do Narodu polskiego: „Stał się zmarły Prymas szczególnym przykładem żywej miłości Ojczyzny i musi być policzo­ny jako jeden z największych mężów w jej dziejach”.

Szacunek dla człowieka – owoc żywej wiary i chrześcijańskiej kultury staje i dzisiaj przed nami jako wielkie zadanie.

Prymas wołał: „Gdyby usza­nowany był człowiek, nie dochodziłaby do głosu kultura śmierci, przemocy i bezlitosnej konkurencji. Nie byłoby plagi seksualizmu, który niszczy miłość. Nie byłoby tylu zagubionych młodych ludzi się­gających po alkohol i narkotyki. Nie byłoby eutanazji i odrzucenia osób starszych, chorych i niepełnosprawnych”.

Dlatego spośród wszystkich wartości, jakie ukazywał nam Ste­fan Wyszyński tę wydobywam jako pierwszą. „Jeżeli czło­wiek będzie uszanowany, jeżeli będzie kierował się sumieniem w ro­dzinie, w pracy, w życiu społecznym i państwowym – poprawi się nasz byt, wyjdziemy z zamętu, będziemy jednością.

Jednak aby to osiągnąć potrzeba wiary w bezwarunkową godność każdego człowieka. Naj­większym gwarantem tej godności jest Jezus Chrystus nasz Zbawi­ciel żyjący w Kościele.

Potrzeba nowego stylu myślenia, potrzeba nowego wychowania, kształtowania świadomości młodych Polaków idących w nowe tysiąclecie.

Stanąć na straży godności człowieka – to jedno z podstawowych zadań Stefana kardynała Wyszyńskiego.

Człowiek wielkiego formatu był przez lata swojego posługiwania wywyższony nie tylko przez urząd i stanowisko, ale także przez cierpienie i krzyż. Dlatego lepiej rozu­miał naród, któremu służył i ludzie go rozumieli, rozumieli jego sło­wa, akceptowali postawę. Dowodem tego było, że tego wielkiego człowieka nazywano po prostu ojcem, a on w swoich homiliach do wiernych mówił – Umiłowane Dzieci Boże. 

Kard. Wyszyński w liście skierowanym do wier­nych z racji swojego ingresu napisał: „Nie jestem politykiem ani dy­plomatą, nie jestem działaczem ani reformatorem”. W niedługim czasie okazało się jednak, że Prymas będzie musiał być zarówno dyplomatą, jak i politykiem. Jego polityka będzie zawsze przejrzysta oraz jednoznaczna i będzie miała na celu obronę praw człowieka, narodu i Kościoła.

A fakt wystosowania przez biskupów polskich do biskupów niemieckich orędzia z tekstem „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Był to gest wybiegający ku przyszłości, na który politycy nie byli jeszcze przygotowani. Dopiero dzisiaj w jednoczącej się Europie wszyscy są zgodni, że był to akt podstawowy i niezwykle ważny, także dla całej Europy.

Pragnę także zostawić wątek z Kardynałem Stefanem Wyszyńskim. Otóż w latach 1925-1929 był on studentem Wydziału Prawa Kanonicznego oraz Wydziału Prawa i Nauk Ekonomiczno-Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Pod kierunkiem ks. prof. Antoniego Szymańskiego, 22 czerwca 1929 r. obronił doktorat z prawa kanoniczego, pisząc pracę na temat Prawa rodziny, Kościoła i państwa do szkoły.      

90 lat później, 5 marca 2019 r. w Katedrze Kościelnego Prawa Publicznego i Konstytucyjnego KUL, broniłem doktorat i do dziś mam przed oczami, gdy uczestniczyłem w wykładach i konsultacjach, wiszący na ścianie oprawiony skserowany mocno zniszczony dyplom doktoratu ks. Stefana Wyszyńskiego. I często powtarzaną historię, którą także ks. proboszcz słyszał w dniu mojej promocji doktorskiej, jak to skrzywdzono młodego doktoranta, który już wtedy wyprzedził sposób myślenia Kościoła. Komisja doktorska udzieliła mu nagany za rozpowszechnianie krytycznych uwag, podważających ocenę prezydium doktoranckiego. Ks. Wyszyński chciał się bronić, chciał iść do dziekana z zapytaniem, na jakiej podstawie dziekanat opiera swą naganę. Napisał nawet list w tej sprawie, ale list wylądował w koszu, w pokoju Ojca Korniłowicza. Zaś w drugim liście młody doktorant złożył podziękowanie za wszystko, czego się nauczył podczas studiów, w czasie pisania pracy i na egzaminie doktorskim.

Z tego pamiętnego dnia pozostała książka, dedykowana „ukochanemu uczniowi i duchowemu synowi” – przez Ojca Korniłowicza: „Stefkowi – w dniu podwójnego zdanego doktoratu”. Książka ta stoi do dziś na półce prymasowskiej biblioteki.

Umiłowane Dzieci Boże!

Prymas był gorliwym pasterzem, mężem stanu. Był nie koronowanym królem Polski, jak to publicznie powiedział w Krakowie jeden z witających go księży, za co później został ukarany przez Władze. Był gorliwym patriotą. Mówił: „Kocham Polskę bardziej niż własne serce”. A jeden z pisarzy katolickich tak scharakteryzował Prymasa: „Kapłan z powołania, profesor z wykształcenia, wielki społecznik z zamiłowania, Biskup i kardynał z papieskiego nadania. Mąż stanu, bo taka była konieczność. Ale najważniejsze jest coś innego. MĄŻ BOŻY z łaski naszego Pana”.

Prymas wszystko co czynił, co przezywał, łączył ze świętością swego życia. Soli DeoSamemu, jedynemu Bogu. Taka była jego życiowe dewiza i taki herb, który sobie obrał.   

Skoro dziś prywatnie można mo­dlić się za wstawiennictwem Prymasa, to czynimy to. Jedną z najważniejszych przesła­nek do beatyfikacji jest bowiem istnienie kultu.

Na tej podstawie Jan Paweł II uznał świętość bł. Jadwigi Królowej – po sześciu­set latach! Podobnie po setkach lat wynie­siony został na ołtarze św. Andrzej Bobola. Stało się to wówczas, kiedy był Polsce najbardziej potrzebny.

A intencji do mo­dlitwy za wstawiennictwem Prymasa nie brakuje. Weźmy choćby jego Śluby Jasno­górskie i módlmy się o wypełnienie przez nasz naród zawartych w nich zobowiązań. One wciąż czekają na spełnienie. Jakże nie­śmiało, nie wiem czy widzieliście w telewizji, jak na ich tle brzmiał Akt Zawierzenia odczytany 3 maja br. na Jasnej Górze przez abpa Stanisława Gądeckiego.

Umiłowane Dzieci Boże! Dziś sobie mówimy: „Jeśli będzie żywy kult Pryma­sa, to będzie i jego publiczna beatyfikacja”.

Jeśli wierni w Starym Bidaczowie przed poświęconym dziś pomnikiem będą za jego pośrednictwem do Boga kierować swoje prośby – to będzie szybko jego beatyfikacja.

Jednak dziś jeszcze wołamy: Sługo Boże Stefanie Kardynale Wyszyński – wstawiaj się za nami. Amen


Foto: Joanna Ferens