Koordynator prac synodalnych w Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej, ks. dr Sławomir Korona przekazuje Księżom i wiernym świeckim materiały, które pomogą w najbliższym czasie podczas obrad parafialnych, dekanalnych i ponadparafialnych grup synodalnych. Koordynator synodu zachęca do modlitwy w intencji prac synodalnych, jak też aktywnego włączania się w obrady.
W najbliższym czasie zostanie przedstawiony plan pracy synodu oraz uruchomimy internetową ankietę. Wszelkie inspiracje, pomysły, refleksje i komentarze można również przesyłać na specjalny adres mailowy: [email protected]
Materiały do nabożeństw Słowa dla poszczególnych tematów Synodu:
I. CELEBROWANIE
II. DIALOG MIĘDZYRELIGIJNY
III. DIALOG W KOŚCIELE I SPOŁECZEŃSTWIE
IV. DIALOG W KOŚCIELE
V. EKUMENIZM
VI. FORMOWANIE SIĘ SYNODALNOŚCI
VII. IDĄC RAZEM
VIII. SŁUCHANIE
IX. WŁADZA I UCZESTNICTWO
X. WSPÓŁODPOWIEDZIALNI W MISJI KOŚCIOŁA
XI. ZABIERANIE GŁOSU
Załączniki:
MODLITWA ZA SYNOD
ANEKS B
ANEKS C
ANEKS D
DOKUMENT PRZYGOTOWAWCZY
GŁÓWNE PYTANIA DO KONSULTACJI
VADEMECUM - WYCIĄG
VADEMECUM - PODRĘCZNIK
Homilia Biskupa Diecezjalnego Mariana Rojka – Synod w Kościele diecezjalnym – Cz. I
Zamość – Katedra – 17.10.2021
Łk 8,4-15
Synod to nie wymiana ludzkich opinii, jak się komu co podoba, lecz słuchanie Ducha Świętego – tak też nas uświadamiał Papież Franciszek, stwierdzając, iż głównym zadaniem Synodu jest właśnie wsłuchiwanie się w głos Boga, rozpoznanie Jego obecności, Jego przejścia między nami i tchnienia życia, jakie daje temu światu i każdemu z nas. Idziemy obecnie we wszystkich parafiach naszej zamojsko-lubaczowskiej diecezji ku Kościołowi synodalnemu w trzech jego istotnych obszarach: komunii, czyli wspólnoty, uczestnictwa i misji. To, od czego winniśmy zacząć nasz synodalny styl życia, to przede wszystkim słuchanie, a ono jest bardzo trudną umiejętnością.
Przypominamy sobie o tym, iż Pan Jezus wyraźnie nam oświadczył: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha” (Łk 8,8). Tak powiedział Chrystus w przypowieści o siewcy, gdzie prezentuje różny grunt, w jaki gospodarz wrzuca ziarno. Pragnieniem tego człowieka jest, aby z owego ziarna coś wyrosło, gdyż inaczej bezsensownym byłoby jego rozsiewanie w ziemię. Czyli on oczekuje na to, aby to ziarno wydało swój plon.
I tak się dzieje ze wszystkim, co rolnik wysiewa lub sadzi w swoim gospodarstwie. Po to jest ta rola, w jaką on zasiewa ziarno, by je owa ziemia przyjęła i doprowadziła do owocowania. Czy ten proces rzeczywiście będzie funkcjonował, to już zależy od tego, jaka owa ziemia jest, jaką urodzajnością się charakteryzuje.
Biblijny obraz mówi o drodze, skale i cierniach, gdzie nic nie może wzrosnąć oraz o żyznej ziemi, która jest w stanie wydać owoc. Dla słuchaczy ów obraz przypowieści jest całkowicie jasny. Ale dlaczego Pan Jezus używa takiego skojarzenia? I jakie przesłanie niesie w sobie ta osobliwa wypowiedź: kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha? Jakie powiązanie ma czynność siania z umiejętnością słuchania?
Mamy szczęście, gdyż uczniowie Jezusa też do końca nie mogli pojąć tego powiązania, co to tak wyraźnie ma znaczyć. Dlatego Pan Jezus dodatkowo podaje wyjaśnienie tego o czym mówił. Wartym podkreślenia i zapamiętania na synodalną drogę w Kościele lokalnym jest to, co uczniowie Chrystusa słusznie uczynili, gdy nie mogli zrozumieć Bożego słowa – poszli do swego Pana i zapytali Go o znaczenie ukazanej przez Niego przypowieści.
Boski Nauczyciel podał im wyjaśnienie tego obrazu, mówiąc, iż zasiewanym ziarnem jest Boże słowo a ziemią słuchający je człowiek. Drogą są ludzie wprawdzie słuchający słowa, ale go nie przyjmujący, bo zanim ono zacznie kiełkować w ludzkim sercu, diabeł je zabiera, aby nie uwierzyli i nie byli zbawieni.
Skała obrazuje tych, co słowo przyjmują z radością, ale nie mają korzenia i ich wiara jest krótka. W momencie pokusy rezygnują z tej obranej życiowej drogi. Podłoże cierniste to ci, co słuchają słowa Bożego, ale nie owocują, gdyż są zagłuszeni troskami, bogactwem i rozkoszą codziennej egzystencji.
Owocną rolą okazują się słuchający słowo sercem szlachetnym i dobrym. Oni zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość. Czyli my, cały Lud Boży, jesteśmy ową rolą ukierunkowaną na słuchanie Bożego słowa. Zaś owocem tego słuchania jest wydanie plonu, a Duch Święty zasiewa Boży dar w nas, w naszym Kościele, wkłada swój udział w to działanie w życiu każdego wierzącego. Dlatego niezwykle istotna w procesie synodalnej drogi Kościoła jest modlitwa i to od niej trzeba nam zaczynać każde działanie, także i to, do jakiego obecnie zachęca wszystkie diecezjalne wspólnoty wiernych Kościoła katolickiego Papież Franciszek. Czyli pierwszą sprawą, jaką będziemy czynić w naszym lokalnym Kościele, to modlitwa do Ducha Świętego.
Zadaniem żyznej ziemi jest troska o to, by Boże słowa w nas owocowały. Takie jest nasze zasadnicze zatroskanie, także w procesie synodalnego słuchania tego, co Duch Święty do mnie, do nas wszystkich mówi. Zadaniem członków Kościoła, twoim i moim, jest przynieść owoce współpracy z Bożą łaską oraz samego Boga uwielbiać.
Po to nas Bóg wybrał jako swój lud, obdarzając darem chrztu świętego, by ten owoc trwał we współczesnym świecie, w jakim przyszło nam żyć. A troską synodalnej drogi Kościoła, o jaką zabiega Papież Franciszek, jest to, aby najpierw każdy z nas wzrastał i wciąż upodabniał się do Chrystusa, a następnie innych ludzi do Jezusa przyprowadzał. To jest właśnie ów akcent misyjności Kościoła.
Nikt z ludzi wierzących nie może się zwolnić od tego zadania, przynoszenia owocu wiary, słuchania Ducha Świętego. Trzeba nam to zobowiązanie wypełniać, a zadania i formy realizacji takiego obowiązku podpowiada synodalność rozpoczętego Synodu Kościoła: spotkanie, dialog i słuchanie poruszeń Ducha Świętego. Nie wymigujmy się od tego zadania. Każdy, niezależnie od swego wieku, jest zdatny i przygotowany do tego przez chrzest, bierzmowanie oraz sakramentalne życie, a także modlitwę.
Ale istnieje do tego zobowiązania również pewien warunek, konieczny do spełnienia. Ziemia może przynieść owoc, ale nie sama z siebie. Najpierw musi to ziarno przyjąć i o nie się zatroszczyć. Owe ziarno, Boże słowo, otrzymujemy darmowo od Ducha Świętego i w tym maleńkim darze od Boga kryje się już cała moc jego owocowania.
Jak ten plon może wzrastać i jak będzie wielki, to zależy od tego, do czego jest zdolna owa ziemia, ta rola, w jaką ziarno wpada. Miara, według której będziemy wydawać plon, zależy od tego, jak bardzo my się zaangażujemy i jaki grunt oddamy na to działanie Ducha Świętego. Po prostu zależy to od mojego osobistego uczestnictwa i słuchania Bożego natchnienia.
W obrazie swej przypowieści Pan Jezus prezentuje ludzi różnie reagujących na Boże słowo. Ale jeszcze raz wchodząc we wspólnotach Kościoła diecezjalnego w rozpoczętą drogę synodalności, pytam: Co znaczy dla nas owa Jezusowa przestroga i zachęta: „Kto ma uszy, niechaj słucha”?
Tu może chodzić o dwie sprawy. Że uczestnicząc w naszych wspólnotach w owym słuchaniu natchnień Ducha Bożego, gdy zbyt mocno koncentrujemy się na przeszłości Kościoła, patrząc na przyczyny i szukając wyjaśnień obecnych sytuacji, zaczynamy dzielić ludzi na kategorie i jesteśmy zdolni tylko niewielkiej grupie przypisywać owocny wkład w rozwój Kościoła. I będziemy z obawą się pytać: do jakiej grupy ja i my przynależymy, jakim rodzajem ziemi dla owocowania ziarna Bożego my sami jesteśmy?
Gdy wspólnota naszego parafialnego Kościoła jest bez życia, bez entuzjazmu wiary, napełniona marazmem, zniechęceniem, lenistwem, obawami, jakimi siebie samych usprawiedliwiamy przed naszym sumieniem, to chętnie szukamy ofiarnego kozła, by jego tym wszystkim obarczyć i od siebie odsunąć konieczność nawrócenia i zmiany życia. Od lat nie ma w tej czy innej parafii powołań, żadnych, męskich ani żeńskich; również i do małżeństwa się nie garną. Uświadamiamy sobie, że w tym momencie nie przynosimy owocu, nie rozwijamy się i nie pogłębiamy naszej wiary. To wówczas pytamy się: dlaczego tak jest?
Łatwo wtedy schować się do któregoś z tych trzech obszarów, jakie wskazał Pan Jezus. Po prostu stwierdzimy ze smutkiem: nie mamy korzeni wiary, odcięliśmy się i zapomnieliśmy całkowicie o naszym chrzcie świętym oraz jego konsekwencjach w codziennym życiu.
Albo dojdę do wniosku, iż moje troski, strapienia, choroby, problemy, też jeszcze cała ta pandemia koronawirusa, przygniotły mnie całkowicie w moim życiu i przydusiły wiarę. Nie dam rady, to po prostu za dużo na mnie. Tak się zrezygnowany tłumaczę, należąc do tych, co nie owocują we wspólnocie wiarą, nie legitymują się misyjnością swej miłości do Boga i do bliźniego.
Brak owocowania Bożej łaski we mnie zaczynam fałszywie widzieć jako mój zarzut względem Boga. Panie, czemu mnie porzuciłeś i tak często wystawiasz mnie na pastwę losu? Czuję się zapomniany, opuszczony, bezużyteczny i winny, czasem bez wyjścia z takiego życiowego doświadczenia. Dociera do mnie, Boże, coś z Twego słowa, ale zamiast mnie podnosić i budować, to ono, prawda w nim zawarta, jeszcze bardziej mnie przytłacza. Jak bardzo w takich doświadczeniach życia potrzeba mi wspólnoty Kościoła, tego uczestnictwa, gdzie razem słuchamy tego, co do nas mówi Bóg.
Duch Święty w swoim działaniu nie chce i nie zamierza pogłębiać naszego duchowego rozbicia, gdy umieszczamy siebie w którymś z tych trzech obrazów nieurodzajnej roli, gdzie ziarno Bożego słowa, mimo że zostało zasiane w nas, nie przynosi oczekiwanych owoców. Duch Boga nie niszczy Kościoła i nas, ale buduje i odbudowuje to co słabe. Takie też jest zadanie i znaczenie synodalnej drogi, zapoczątkowane w Kościele katolickim przez Papieża Franciszka, czemu dajemy wyraz także my, w naszej katedralnej świątyni, jako wspólnota Kościoła zamojsko-lubaczowskiego.
Chrystus ukazuje przed naszymi oczyma cel, do jakiego chce nas prowadzić. Słuchajmy, co mówi nam Duch Święty: patrzcie przed siebie, w przyszłość, nie rozdrapujcie przeszłości. Samo analizowanie przyczyn sytuacji, w jakiej znajdujemy się obecnie jako Kościół, dlaczego są takie braki w świętości, kłopoty w funkcjonowaniu tej wspólnoty, zarzuty i oskarżenia pod adresem ludzi wierzących, duchownych oraz zakonnych, roztrząsanie tego wszystkiego, to nas ani odrobinę nie podnosi w wierze, w ufności. Dlatego, zapominając o tym co za mną, wytężam siły ku temu co przede mną – jak zachęcał nas św. Paweł Apostoł (por. Flp 3,13).
Uczestnicząc w naszym synodalnym słuchaniu, bardziej pytajmy się o to, dokąd chcemy iść, osobiście i jako wspólnota Kościoła? Słuchajmy odpowiedzi Ducha Świętego na to pytanie zawartym w Bożym słowie. Oto Pan Jezus, w przywoływanej przypowieści, wskazuje nam drogę, jak owocować wiarą. A wszyscy ochrzczeni jesteśmy do tego zdolni i właściwie uposażeni, aby być dobrą, urodzajną ziemią, przynoszącą właściwy plon.
Każdy z nas, uczciwie mówiąc, znajdzie w swoim życiu coś, co by mu pasowało do jednego z tych trzech rodzajów roli, jaka nie owocuje. Albo nie słucham tego, co Bóg do mnie mówi, lub zapalam się i mobilizuję do gorliwej wiary, lecz na krótki czas oraz powstałe dobre chęci i plany podjęte na drodze zostają przytłoczone i odsunięte w niebyt przez inne troski i sprawy codziennego życia.
Nie jestem w moim życiu bezbłędny, ale to nie oznacza, iż mam zrezygnować z walki o moją poprawę. Wsłuchując się w Boże słowo, trzeba mi wiedzieć, które drogi nie poprowadzą mnie do dobrego celu w życiu, do owocowania Bożą łaską, i uchwycić się tego czwartego kierunku, jedynie słusznego. Na co mam zwrócić uwagę, aby, będąc Bożą rolą, przynieść plon z ziarna Bożego słowa, jakie zostało mi podarowane, wsiane w moje serce i duszę?
To, co w naszym życiu damy Bogu, zależy od tego, jak słuchamy Jego słowa i jak nim owocujemy. Gdy nie chcemy się natrudzić nad przyjęciem i pielęgnacją tego słowa, czyli codziennym życiem jego zawartością, to nie postąpimy w wierze i nie będziemy umacniać wspólnoty Kościoła.
Mozolimy się po ludzku, ale bezskutecznie, słuchamy siebie i świata, a nie Boga, bo nie podejmujemy misji Chrystusowego ucznia i idziemy dalej swoją egoistyczną drogą. Wprawdzie słyszymy, co Bóg do nas mówi, choćby przez sumienie, przyjmujemy Jego słowo, ale zawartej tam prawdy nie zachowujemy i nim nie owocujemy.
Tu trzeba by powiedzieć w naszych synodalnych i parafialnych spotkaniach o trzech wynikających z tego sprawach. Najpierw, czego my w ogóle słuchamy? Potem, jakie jest nasze wewnętrzne nastawienie na słuchanie Boga i wreszcie, co robimy w życiu z tym, co usłyszeliśmy? Niech te myśli na razie nam wystarczą, a później pójdziemy dalej w tej drodze pogłębiania słuchania Bożej woli, jaką nam podpowiada Duch Święty dla rozpoczętej synodalnej drogi w Kościele powszechnym i diecezjalnym. Amen.
Homilia Biskupa Diecezjalnego Mariana Rojka – Synod w Kościele diecezjalnym – Cz II
Zamość – Katedra – 31.10.2021
Prz 2,1-9; 1 Tes 2,7b-9.13; Łk 8,4-15
Dwa tygodnie temu inaugurując w naszej katedrze na poziomie diecezjalnym prace Synodu Kościoła Katolickiego, mówiliśmy o potrzebie słuchania, gdyż zgodnie z wolą Ojca Świętego Franciszka, takie będzie główne narzędzie wszystkich spotkań przeprowadzanych w lokalnych wspólnotach wiary i wszelkiego duszpasterskiego wymiaru poszczególnych parafii.
Najpierw dotknęliśmy zagadnienia dotyczącego umiejętności słuchania. Potem, na biblijnym przykładzie przypowieści o ziarnie wrzucanym w rolę i owocującym lub nie przynoszącym plonu, wskazywaliśmy na skuteczność owocnego słuchania, od czego ono zależy. Wreszcie, w trzecim aspekcie, wskazywałem wiernym na sprawę celu naszego słuchania.
Dzisiejsze zamyślenie wprowadzające w synodalne spotkania, do jakich będziemy zapraszani w obszarze naszych parafialnych wspólnot, pozostając w tym wiodącym fundamencie, jakim jest słuchanie, rozpoczniemy od sprawy: czego mamy słuchać? W ogóle, w co my się wsłuchujemy? Ważnym jest dla nas to, ku czemu w ogóle kierujemy nasze ucho. Bo człowieka kształtuje to, co słyszy swym uchem.
Każdy rolnik wie, iż nie może oczekiwać kłosów zboża tam, gdzie na swej roli pozwolił na rozsianie się chwastów. Głupotą byłaby taka jego nadzieja. I jeszcze większą niedorzecznością jest spodziewanie się wzrostu w wierze, gdy stale słuchamy o rzeczach i sprawach, jakie nie pochodzą od Boga.
A przecież ile jest takich tematów, których słuchanie jest po prostu bezowocne. Głupie gadanie, nie mające nic wspólnego z Bogiem, fałszywe nauki, nie zawierające w sobie Bożego słowa, a przede wszystkim narzekanie i negatywny język – to wszystko ani nas nie buduje, ani nie wspiera na drodze wiary do celu, jakim jest zbawienie.
Czyli takich spraw wcale nie powinniśmy słuchać. Np. negatywnej obmowy drugiego człowieka. To jest coś bardzo niebezpiecznego. Przecież spotykamy się z narzekaniem, plotkowaniem, krytykowaniem, mową nienawiści, pogardy o innych, często o tych, co za nas dźwigają na swych barkach jakąś odpowiedzialność.
Czy jest jakiś motyw tłumaczący, dlaczego nie powinniśmy tego wszystkiego słuchać? Czy nam ta wiedza w czymś pomoże? Potrafimy z tego czegoś się nauczyć dla naszego życia wiarą?
Z całą pewnością nie powinniśmy słuchać tego, co złe. To nas nie ubogaci. Bo kto tylko ciągle słucha skarg, to grozi mu depresja. Kiedy mamy nasze ucho zawsze nastawione jedynie na negatywne sprawy i je wyłapujemy z całości tego, co słuchamy, to my sami zaczynamy w ten sposób myśleć. Wówczas źle patrzymy na świat, na Kościół, na kapłanów, na sąsiadów i w ogóle nie dostrzeżemy tego, co Bóg czyni w naszym życiu.
Wtedy to, co negatywne, staje się dla nas jedyną rzeczywistością o jaką obwiniamy samego Boga. Taka postawa pozbawia owego człowieka zaufania do Stwórcy, dlatego nie dziwmy się współczesnym zachowaniom rozmaitych osób i agresywnych różnobarwnych grup, protestów, marszów, niekiedy wprost histerii, związanej z nienawiścią i niszczeniem wszystkiego, co dla nich ma jedynie posmak spraw boskich, kościelnych, katolickich czy duchowych.
Stąd też mądrość podpowiada, i tak sugeruje nam Papież Franciszek, by w synodalnych grupowych spotkaniach bardziej słuchać Ducha Świętego, który mówi do naszych serc. Tym się wzajemnie dzielić, umacniać, to czynić przedmiotem naszej modlitwy, a nie zajmować się jęczeniem, narzekaniem i krytykowaniem wszystkiego, co się nam jakkolwiek ujemnie kojarzy z Chrystusem i Jego Kościołem oraz z wierzącymi i kapłanami.
Owo negatywne spłaszczenie rzeczywistości, Kościołowi i nam nie jest do niczego potrzebne, a więc tego nie chcemy. Ale cała sprawa zależy od nas, bo to my decydujemy o tym, czego lub kogo słuchamy.
Oczywiście mam świadomość tego, iż nie dam rady w społecznym życiu uniknąć wszystkich takich sytuacji. Weźcie chociażby dla przykładu miejsca waszej codziennej zawodowej pracy. Ale w większości to ja sam mogę i potrafię zdecydować o tym, czemu się przysłuchuję. Oraz jestem w stanie ze spokojem i jasno oświadczyć drugim, że nie życzę sobie o takich sprawach słuchać. Bo gdy chcemy wzrastać w wierze, to powinno nam zależeć na tym, by to, co słyszymy pochodziło od Boga, a nie od szatana.
Po temacie, czego słuchać, zobaczmy teraz jak należy słuchać. Ważne jest nie tylko to, co słyszymy, ale również i to, jak my słuchamy. Z jakim wewnętrznym zaangażowaniem jesteśmy obecni w tym wszystkim.
Jaką masz postawę wobec tego, kto chce ci przybliżyć słowo Boże, czy to w homilii, w kazaniu, podczas rozmowy na Kręgu biblijnym, w duszpasterskim spotkaniu, czy w trakcie jakiejś osobistej pogawędki z drugą spotkaną osobą? Na co zwracam uwagę, kiedy się przysłuchuję?
Czy ważnym jest dla mnie to, aby było można dobrze słyszeć i mieć wtedy jakiś minimalny akustyczny komfort, po to, by zostało potwierdzone to moje wewnętrzne nastawienie, z jakim otwieram się na słuchanie. Trudniej jest wówczas, gdy od samego początku tego procesu zdany jestem na wyłuskiwanie treści z tego, co do mnie dociera i staram się zrozumieć, co Bóg przez tych mówiących ludzi chce mi przekazać?
Św. Paweł powiedział nam, jaka postawa wobec tego co słyszymy będzie dla nas owocna w życiu. On stwierdza: „dlatego nieustannie dziękujemy Bogu, bo gdy przyjęliście słowo Boże, usłyszane od nas, przyjęliście je nie jako słowo ludzkie, ale – jak jest naprawdę – jako słowo Boga, który działa w was wierzących.” (1 Tes 2,13). Słowa Apostoła słuchacze przyjęli nie jako wypowiedź do nich samego przemawiającego, ale jako bezpośrednią mowę Boga. Wówczas wszelkie zewnętrzności, wygląd, strój, styl, forma, obrazy jakimi się posługuje mówiący, są całkowicie drugorzędne. Tesaloniczanie szukają w tym ludzkim narzędziu Pawłowego słowa samego Boga i je znajdują.
Tej właśnie umiejętności powinniśmy się uczyć. Trzeba nam, w naszym słuchaniu drugiego, wyłuskiwać sprawy najistotniejsze spośród tego, co się nam niejako nachalnie, pierwszoplanowo narzuca, co rozprasza, wraz z sympatycznym lub niesympatycznym widokiem tego, który do nas przemawia, a także rzeczy czy wydarzeń, jakie obok lub przy tym mówiącym się dzieją lub pojawiają, również przeszkadzających naszych osobistych rozproszeń. Bo to wszystko jest drugorzędne i luźno związane z przesłaniem słowa do nas kierowanego.
Czy coś z homilii, z kazania, z mowy drugiej osoby, nawet ze zwykłego dialogu z innym człowiekiem, zabiorę w swoje życie, to zależy od mego wewnętrznego nastawienia na słuchanie, a nie od pobocznych spraw, jakie wówczas się pojawiły. Gdy szukam pouczenia od Boga, to potrafię zignorować wszelkie towarzyszące zakłócenia, a zwracam uwagę na rzeczywiste treści.
I odwrotnie, gdy nie mam takiej wewnętrznej postawy, to wówczas wszystko mi będzie przeszkadzać i odciągać od Bożego przesłania. To obejmuje nie tylko przestrzeń świątyni, liturgicznego przepowiadania, ale także formacyjnych treści w czasie katechez, rozmów w parafialnej kancelarii. Podobnie będzie w spotkaniach w synodalnych grupach, jak też i w osobistych codziennych rozmowach z drugimi osobami.
Dlatego wołam: Chryste, w słuchaniu Ducha Świętego podczas naszej diecezjalnej synodalnej drogi, wpisującej się w czuwanie całego Kościoła, ucz nas zwracać uwagę na to, co jest istotne w słowie, jakie do nas dociera. Udziel mi odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, dodaj odwagi, abym szukał odpowiedzi na to, co mnie zadręcza, wskazuj mi kierunek mojej poprawy. Powiedz mi, co z tego słowa konkretnie mam wziąć w moje życie, co się rzeczywiście liczy.
Przecież sami wiemy z naszego doświadczenia, jak to jest, gdy słuchamy Bożego słowa na Mszy św., a nasze myśli są przy całkiem innych sprawach. I przedziwne treści przelatują przez głowę: troski, stres, kłótnie, rzeczy do zrobienia i tematy nie do zapomnienia, lęki, praca oraz obowiązki.
Jak więc widzimy, uważne słuchanie to jest dla nas poważny wysiłek, gdyż wciąż narażamy się na to, że wszystko będzie nam przeszkadzać w tym, by nie zaprzepaścić decydującego słowa od Boga, które ma w sobie moc unieść nas dalej w życiu.
Gdy Bóg mówi, to oczekuje, iż będziemy Go całym sercem słuchać. Wówczas nasze roztargnienia są znakiem lekceważenia i pychy, a uważność – potwierdzeniem miłości, szacunku i głębokiej czci wobec Boga. Jeżeli On kieruje do mnie swoje słowa, to wówczas owocniej jest dla mej osoby zostawić na ten czas swoje sprawy, bo inaczej może ono we mnie nie zadziałać.
Fragment Księgi Przysłów (2,1-15), jaki żeśmy w pierwszym czytaniu słyszeli, wyraźnie mówi o błogosławieństwie związanym z uważnym słuchaniem Bożego słowa, które niesie moc, sprawia życie i przynosi zbawienie, tym co je przyjmują. Tak się dzieje podczas każdej Eucharystii. Więc całe nasze serce wkładajmy w to, co Bóg do nas mówi, szukając w Jego słowie pomocy i odpowiedzi na nasze życiowe sprawy.
Słowo Pana jest żywe i skuteczne jak obosieczny miecz (por. Hbr 4,12), przenika nawet tam, gdzie my już po ludzku nie mamy nadziei, by coś osiągnąć. I ono sprawia, iż otrzymujemy to, czego potrzebujemy. Zechciejmy się w nie wsłuchać i przyjąć to, co Boże słowo nam przynosi. Dlatego też każde synodalne spotkanie w naszych grupach musi się rozpoczynać modlitwą i wołaniem do Ducha Świętego, abyśmy byli otwarci i odważni na przyjęcie tego, co Bóg chce nam wówczas powiedzieć.
I wreszcie na koniec, trzecia sprawa: co czynić z usłyszaną prawdą, jaka dotarła do mnie w Bożym słowie? Mamy świadomość tego, iż to słowo dodaje mi odwagi do życia, czy też o nim zapominam w mej szarej codzienności i ze mną jest tak ja dotychczas było. Jedynie słowo przyjęte i zachowane w sercu, to które wpuściło w nas swoje korzenie, przynosi owoc, jak mówi nam odczytana Ewangelia.
Pan Jezus uświadamia nam w tym temacie kilka przeszkód, jakie mogą się pojawić i przed tym nas przestrzega. Oto przyjęliśmy Boże słowo, ale szatan przychodzi i wydziera nam je z naszego serca, abyśmy nie uwierzyli i nie przynieśli owocu. Właśnie wówczas, gdy usłyszeliśmy coś istotnego dla naszego życia, szatan będzie się starał owo słowo uczynić dla nas nieskutecznym. Dlatego musimy być na taką ewentualność przygotowani i nie pozwolić na to.
Jakimi metodami on to czyni? Oto typowe z nich. Właśnie usłyszałeś coś, co ciebie poruszyło. Widzisz drogę, jaką Bóg ci jasno przedkłada przed oczy. Ale nagle przez głowę przelatują ci wątpliwości: nie, u mnie to niemożliwe. Nie mogę tego się podjąć, bo jestem za stary, za słaby, inni mi nie pozwolą na to. U tego albo tamtego, Boże, możesz tego oczekiwać, ale ode mnie, w mojej sytuacji, to niemożliwe.
Te ciągłe twoje obiekcje to jest zręczna ucieczka od posłuszeństwa Bogu. Zamiast Mu zaufać i zawierzyć, zajmujesz się swymi wątpliwościami. Dlaczego to, co Bóg obiecuje, w moim przypadku nie może mieć miejsca. I zanim się spostrzeżesz, drogocenne słowo mające przynieść owoc już przepadło. Nie zwracając większej uwagi na nie, już żeśmy je odrzucili, a diabeł szybko je zabrał.
Bardzo podobne do tego jest lękliwe niedowierzanie i strach przed rozczarowaniem, gdy chodzi o przyjęcie za prawdziwą obietnicy Bożej do mnie skierowanej. Modlisz się o coś i jesteś pewien, że Bóg ci to obiecał. Ale wewnętrznie myślisz: „może tym razem to jednak się uda”. I już słowo Bożej obietnicy znowu przepadło, twoje wątpliwości je zniszczyły. Bo kto przy modlitwie wątpi, podobny jest do morskiej fali, rzucanej przez wiatr tu i tam i nic od Pana nie otrzyma, jak wspomina św. Jakub w swoim liście. Gdy my nie ufamy Bogu, że On dotrzymuje danego słowa, nawet wówczas, gdy nie wiemy jak to się może zrealizować, to szatan zabiera ową Bożą obietnicę od nas. A wtedy dla nas ona nie ma żadnego owocu, bo my jej nie wierzymy.
Trzecią sytuacją są nasze roztargnienia, bo często nie pamiętamy, jakie słowo żeśmy usłyszeli. Właśnie wtedy, gdy ono było dla nas takie ważne, diabeł próbuje nas zająć wszystkimi możliwymi podsuwanymi nam myślami, tak, iż to co usłyszane zaraz przepada.
Gdy będziemy wrażliwi na te wspomniane sposoby działania złego ducha, to szybko sobie uświadomimy owe przeszkody w słuchaniu. Jeżeli się na to przygotujemy, to potrafimy temu przeciwdziałać, aby drogocenne dla nas słowa nie przepadły. Ale jak zatroszczyć się o to, by to słowo zapuściło w nas korzenie i nie zostało zagłuszone przez ciernie życia? Co robić, aby u nas tak się nie działo i by ono rzeczywiście przyniosło spodziewany owoc?
To ma coś wspólnego z wytrwałością i zobowiązaniem. Nie wystarczy po prostu słowo usłyszeć i postanowić sobie, iż później nad nim się zastanowię. To już w czasie Mszy św., czy potem w sprawach życia, musi u mnie nastąpić jakaś reakcja na to, co usłyszałem. Trzeba nam się zobowiązać do tego, jak słowo Boga, jakie żeśmy zrozumieli, chcemy zrealizować. Dopiero wówczas, gdy tak postanowimy, że słowo Pana chcemy rzeczywiście do swego życia przyjąć, może ono zapuścić w nas korzenie.
Pojąłem, że konkretnym osobom muszę przebaczyć, czy je o wybaczenie prosić, to zdecydowanie postanawiam: zrobię to w tym tygodniu. Zrozumiałem, iż w wierze mogę wzrastać jedynie wtedy, gdy uczestniczę w każdej niedzielnej Eucharystii, to też tak czynię, mimo różnorakich wymówek.
Uświadomiłem sobie, iż deklaracja mej wiary bez uczynków jest martwa, to angażuję się w konkretne działanie we wspólnocie parafii i realizuję podjęte zobowiązania. Możliwości jest dużo, tylko trzeba chcieć.
W tym wszystkim ważne jest, aby za przyjętym przeze mnie słowem szła jakaś konkretna reakcja mego życia. Inaczej to zostaną jedynie pobożne życzenia i ciągłe wyrzuty sumienia, co mnie będą zadręczać.
Może nawet trzeba sobie nam zapisać, do czego żeśmy się zobowiązali, bo gdy przejdzie za jakiś czas uniesienie serca, to podjęte zobowiązanie zostaje wciąż przed mymi oczyma. To pomoże mi stawać ciągle w Bożej obecności z moją decyzją i rozwijać zaufanie do Boga.
I wtedy zobaczymy, jak słowo, które przyjęliśmy rzeczywiście, w nas owocuje. Małymi krokami będzie się spełniać Boża obietnica, bez lęku, że się rozczarujemy. To jest przynoszenie z wytrwałością owocu, zawierzenie Bogu, nadzieja w Jego obietnicę. A radość z tego wszystkiego, iż osiągniemy cel, będzie nam dodawać siły także przez dłuższy czas, by zdążać do tego, co Bóg nam proponuje. Wtedy, nawet gdy efekty po ludzku będą mizerne, nie poddamy się.
Dlatego pozwól Bogu na to, by On tobą się posłużył w synodalnym dziele komunii, uczestnictwa i misji, w naszej diecezji i dokonał tego w taki sposób jak On ciebie potrzebuje. Słuchaj uważnie Bożego słowa i natchnień Ducha Świętego, a zobaczysz twój wzrost w Bożej łasce i przyniesiesz oczekiwany owoc. Boży Duch zaskoczy cię swoimi propozycjami dla ciebie. Bądź na Niego otwarty w twoim życiu. Amen.